دوشنبه، آذر ۰۸، ۱۳۸۹

ایستگاه / طاهره علوی

داستان "ایستگاه" از مجموعه داستان "زن در باد" نوشته  طاهره علوی را خانم مونیکا وی سُتسکا Monika Wysocka  به زبان لهستانی ترجمه کرده اند. از ایشان و بقیه دانشجویان سال سوم ایرانشناسی که در ویرایش این داستان همکاری کردند قدردانی می کنیم. باشد که این گونه ترجمه ها ادامه یابد.

طاهره علوی / ایستگاه

"Tahere 'Alawi / "Stacja

Pogoda była szara. Mój mąż pomachał z daleka ręką żebym szła. Chwyciłam torbę i pospieszyłam za nim. Pociąg gwizdał raz za razem. Z każdym gwizdem tłum podróżnych napierał na pociąg z większą siłą. Cała ziemia przykryta była gruzem. Im większe kroki robiłam, tym wolniej posuwałam się do przodu. Kiedy mój mąż wspiął się na schody, wkońcu go dogoniłam. Położyłam torbę i sama pokonałam te same wysokie stopnie. Mąż nawet na mnie nie spojrzał. Miał zły humor. Czemu ? Nie wiem. Może z powodu tego tłumu i ścisku. Może też...
Wszedł do przedziału i z hukiem zamknął drzwi. Położyłam torbę w rogu korytarza i sama na chwilę się tam zatrzymałam. W tej ciemności nocy migotały światła meczetu i budki dróżnika. Jeszcze paru zagubionych podróżujących biegało w tę i we w tę.
Ponownie rzuciłam okiem na przedział, światło było zgaszone. Mój mąż znów zasnął, uwielbiał spać. Ja też byłam bardzo zmęczona i śpiąca. Po cichu weszłam do przedziału, zamknęłam za sobą drzwi i zasłoniłam zasłony. Było duszno. Kiedy sięgnęłam by otworzyć okno, mąż obrócił się na drugą stronę i powiedział coś pod nosem. Pewnie było mu zimno. Zrobiło mi się go żal, bo to przeze mnie. Po omacku sięgnęłam po rzucony na krzesło koc i przykryłam się nim.
Bardzo lubię stukot pociągu, przywodzi mi na myśl kołysankę. Chociaż budziłam się w nocy wiele razy, nie miało to większego znaczenia,bo jak tylko zamykałam oczy, natychmiast zasypiałam.
Stukot pociągu się nasilił, ale jego prędkość stopniowo się zmniejszała. Spojrzałam na zegarek, była 6.30. Mąż mocno owinął się kocem i spał jak zabity. Poszłam przemyć twarz wodą. Kiedy wróciłam, zobaczyłam , że jest ubrany i z trudem otwiera okno.Zatrzasnęłam za sobą drzwi, obrócił się w moją stronę. Ale to nie był mój mąż. Spanikowałam. Natychmiast przeprosiłam i wyszłam. Pomyliłam przedziały. Z powrotem ruszyłam w kierunku łazienki i, tym razem ze szczególną uwagą, policzyłam : „Trzy, cztery, pięć”.
Nasz przedział, piąty, licząc od toalety. Drzwi były otwarte, ale zasłony zasłonięte. Kiedy ruszyłam by je odsłonić, ten sam mężczyzna wyszedł z przedziału. Nie patrząc na mnie, skierował wzrok w obie strony i rozejrzał się po korytarzu. Potem, tak jakby mówiąc sam do siebie, spytał : „Ale gdzie jest moja żona?”
Pociąg pomalutku dojeżdżał do stacji. Martwiłam się. Nie mogę znaleźć naszego przedziału. Przecież jak to jest możliwe? Znów podeszłam do łazienki. Zaraz za kranem, który był przyklejony do ściany łazienki, był przedział konduktora, a piąty z kolei był nasz. Przed otwartymi drzwiami stał ten mężczyzna. Powiedziałam : „Przepraszam” i spokojnie odsłonęłam zasłony. Torba mojego męża stała w rogu przedziału.Odetchnęłam z ulgą. Na pewno poszedł do łazienki. Trochę się zdziwiłam, bo on nie zostawiłby bez opieki swojego bagażu. Usiadłam na krześle. Nie mogłam nic innego zrobić, tylko czekać na niego. Oby szybciej przyszedł.
Korytarz był pełen podróżnych. Każdy chciał jako pierwszy wysiąść z pociągu, a ponieważ było to niemożliwe, krzyki się nasiliły. Mężczyzna ciągle stał obok i nieustannie się rozglądał. Potem spojrzał na mnie i zapytał : „Przepraszam, czy nie widziała Pani mojej żony?”.
Kiedy podeszłam i odpowiedziałam na jego pytanie, odwrócił się. Biedny , martwił się o swoją żonę. Ja też się martwiłam, o mojego męża. Gdzie on poszedł? Nie miałam wyboru, mogłam tylko czekać tu na niego. Pociąg się zatrzymał, drzwi otworzyły się z hukiem,a ludzie,niczym szrańcze, wysypali się na zewnątrz. Zegar na peronie pokazywał siódmą. Zaniepokojony mężczyzna chodził w tę i we w tę.
Więc dlaczego nie przychodzi, gdzie się podziewa?”
Wyszłam z przedziału. Sprawdziłam drzwi łazienki, były zamknięte. Znalezienie konduktora też nie było łatwą sprawą. Co miałam zrobić? Na końcu trzeciego wagonu była restauracja. Pomyślałam, że może mój mąż poszedł napić się herbaty. Ale drzwi restauracji były zamknięte. Młody mężczyzna pomachał mi, że dziś jest nieczynna. Krzyknęłam : „Szukam mojego męża.... !”, ale nie zwrócił na mnie uwagi i poszedł.
Stałam tam parę chwil. Czułam, jak wali mi serce. Poszłam w stronę przedziału. Konduktor krzyknął z peronu: „Co Pani tam robi? Proszę wyjść!”.
Nie mogłam dłużej zostać w pociągu. Wróciłam do przedziału aby wziąć jego torbę. Ale nie było ani śladu po niej. Odetchnęłam z ulgą. Więc on gdzieś jest. Czułam, że nic złego mu się nie przydarzyło. Na pewno, kiedy wyszłam, przyszedł do przedziału, wział bagaż, a teraz czeka na mnie na zewnątrz.
Z pośpiechem wysiadałam z pociągu. Szukałam go między ludźmi, ale znalezenie kogoś w takim tłumie wcale nie jest łatwe. Postanowiłam, że poczekam chwilkę, aż peron opustoszeje. Stanęłam w rogu, ale chwilę później musiałam zmienić miejsce. Jednak to nie miało sensu, gdziekolwiek bym nie stanęła, zawsze komuś przeszkadzałam. Ktoś mnie szturchnął, inny kazał zejść z drogi. Wkońcu usiadłam w rogu na ławce. Zrobiło mi się ciemno przed oczami. Przytrzymałam głowę rękami i zamknęłam oczy. Nagle jakiś człowiek mocno potrząsnął moim ramieniem i zapytał : „Co ty tu robisz?”
Zerwałam się na równe nogi. Zobaczyłam, że to ten sam mężczyzna, który nie mógł znaleźć swojej żony. „Przepraszam Panią, pomyliłem się”. Wziął swoją torbę i poszedł.

۱ نظر:

  1. Warto dodać, że to samo opowiadanie w przekładzie Marcina Krzyżanowskiego ukazało się drukiem w "Małej antologii literatury perskiej" w 2006 roku

    پاسخحذف